Głośne chrapanie Gawryły nie pozwalało jej spać. Już od
dłuższego czasu się mu przyglądała. Włosy miał w zupełnym nieładzie. Musiał
mieć bardzo przyjemny sen gdyż kąciki ust miał uniesione delikatnie ku górze.
Było dopiero po czwartej.. I tak spała w sumie około dziesięć godzin. Ramię
dawało jej się we znaki, dodatkowo czuła się strasznie skołowana po tym całym znieczuleniu.
Wstała i skierowała się do kuchni. Wzięła jakieś tabletki przeciwbólowe, które
wczoraj kupił jej Piotr. Poszła do łazienki. Zdjęła opatrunek i przyjrzała się
narobionym szkodom. Karciła się w myślach za własną głupotę. Nalała sobie wody
do wanny. Gorąca kąpiel była jej potrzebna - w końcu mogła o niczym nie myśleć,
odprężyć się i zapomnieć o całym wczorajszym dniu. Położyła się, uważając żeby
nie zamoczyć rany. W pewnym momencie sięgnęła po telefon i wysłała SMSa do
brata. Wiedziała że chłopak na pewno śpi ale Piotr jej wczoraj wspominał, iż Przemek
prosił żeby się do niego odezwała kiedy tylko poczuje się lepiej. Wyszła z
wanny dopiero kiedy woda stała się zimna. Owinęła się ulubionym ręcznikiem i
zaczęła myć zęby. Starała się nie
patrzeć na teraz już pulsujące od bólu ramię. Nałożyła świeży opatrunek i wróciła
do kuchni gdyż strasznie chciało jej się pić. W lodówce znalazła swój ulubiony
sok pomarańczowy. Kolejny raz zganiła się za swoją niezdarność gdyż obracając
się, przypadkiem trąciła ręką szklankę która wylądowała na podłodze i po prostu
się stłukła. W środku nocy w takiej ciszy brzmiało to przynajmniej jak wystrzał
z armaty. Blondynka aż podskoczyła. Na szczęście szkło nie wylądowało jej na
nodze.
Obudził go huk tłuczonego szkła. Na początku myślał że to tylko jego wyobraźnia, lecz kiedy zobaczył pustą połowę łóżka natychmiast wzrosła mu adrenalina. Zerwał się jak głupi i rzucił biegiem do kuchni. Zobaczył blondynkę w samym ręczniku, która cicho klnąc zbierała potłuczone kawałki szkła. Głęboko odetchnął… Ufff.. Nic jej się nie stało. Szybko do niej podszedł i objął ją od tyłu. Czuł że dziewczyna lekko się wzdrygnęła.
- Zostaw, ja to posprzątam
- Przepraszam że cię obudziłam, przypadkowo stłukłam.. - zaczęła się tłumaczyć, Piotr jednak nie dał jej skończyć.
- Ciii.. - przyłożył jej palec do ust - Idź się połóż - powiedział stanowczo
Posprzątał porozwalane szkło. Zobaczył wyjęty karton z lodówki więc domyślił się że blondynka chciała się napić. Nalał jej soku do nowej szklanki i poszedł do sypialni.
Hana siedziała na łóżku. Zdążyła się już przebrać.
- Trzymaj - wręczył jej szklankę z napojem
- Dzięki - spojrzała na niego. Włosy miał rozczochrane we wszystkie możliwe kierunki.
- Idziemy spać? - ziewnął i spojrzał na nią leniwie
- Spaać? Żartujesz sobie? - wstała i odłożyła szklankę na komodę. Wpadła na szatański pomysł. Bez chwili zastanowienia dosłownie skoczyła na Piotra. Oboje wylądowali na łóżku głośno się śmiejąc. Rozpoczęła się bitwa na poduszki. Mimo tego że Piotr był o wiele silniejszy, Hana już po chwili dominowała i siedziała na nim okrakiem. Wszystko nie odbyło się oczywiście bez ogromnej dawki śmiechu.
- Zaraz pobudzimy sąsiadów - powiedziała próbując złapać oddech równocześnie szeroko się uśmiechając.
Obudził go huk tłuczonego szkła. Na początku myślał że to tylko jego wyobraźnia, lecz kiedy zobaczył pustą połowę łóżka natychmiast wzrosła mu adrenalina. Zerwał się jak głupi i rzucił biegiem do kuchni. Zobaczył blondynkę w samym ręczniku, która cicho klnąc zbierała potłuczone kawałki szkła. Głęboko odetchnął… Ufff.. Nic jej się nie stało. Szybko do niej podszedł i objął ją od tyłu. Czuł że dziewczyna lekko się wzdrygnęła.
- Zostaw, ja to posprzątam
- Przepraszam że cię obudziłam, przypadkowo stłukłam.. - zaczęła się tłumaczyć, Piotr jednak nie dał jej skończyć.
- Ciii.. - przyłożył jej palec do ust - Idź się połóż - powiedział stanowczo
Posprzątał porozwalane szkło. Zobaczył wyjęty karton z lodówki więc domyślił się że blondynka chciała się napić. Nalał jej soku do nowej szklanki i poszedł do sypialni.
Hana siedziała na łóżku. Zdążyła się już przebrać.
- Trzymaj - wręczył jej szklankę z napojem
- Dzięki - spojrzała na niego. Włosy miał rozczochrane we wszystkie możliwe kierunki.
- Idziemy spać? - ziewnął i spojrzał na nią leniwie
- Spaać? Żartujesz sobie? - wstała i odłożyła szklankę na komodę. Wpadła na szatański pomysł. Bez chwili zastanowienia dosłownie skoczyła na Piotra. Oboje wylądowali na łóżku głośno się śmiejąc. Rozpoczęła się bitwa na poduszki. Mimo tego że Piotr był o wiele silniejszy, Hana już po chwili dominowała i siedziała na nim okrakiem. Wszystko nie odbyło się oczywiście bez ogromnej dawki śmiechu.
- Zaraz pobudzimy sąsiadów - powiedziała próbując złapać oddech równocześnie szeroko się uśmiechając.
Piotr nic nie odpowiedział. Mocno ją do siebie przytulił.
Nie miał na sobie koszulki, więc Hana widziała jak nawet przy
najdelikatniejszym ruchu pracują jego mięśnie. Takiej klatki piersiowej pozazdrościł
by mu niejeden facet - blondynka nie mogła się napatrzeć na jego idealnie
wyrzeźbiony, jak to się potocznie mówi "kaloryfer". Pogłaskał ją po policzku i zadał pytanie
które od dłuższego czasu nie dawało mu spokoju:
- Hana, kocham Cię najmocniej na świecie i chciałbym żebyś poznała moich rodziców. Czy zechciałabyś ze mną do nich pojechać? Uwierz mi że bardzo pragną Cię poznać - patrzył jej prosto w oczy, które teraz wydawały mu się być w kolorze szafiru.
- Piotr.. - widziała w jego oczach tę nutkę niepewności oraz stuprocentowy wyraz miłości - No pewnie że chciałabym ich poznać głuptasie.. Tylko trochę się boję.. A co jak mnie nie polubią?
- Ciebie nie da się nie polubić misiu - na jego twarzy zagościł łobuzerski uśmiech, ten który Hana kochała najbardziej - Co powiesz na to żebyśmy pojechali w środę, po twojej wizycie kontrolnej i wrócili na przykład w piątek? Weekend mielibyśmy dla siebie.. - przy ostatnim zdaniu puścił jej oczko.
- Ty nie masz za dobrze w tej pracy? Możesz sobie brać ot tak sobie kiedy chcesz urlop? No ja chyba sobie z tym naszym dyrektorem porozmawiam - dała mu kuksańca w bok - Tak w ogóle to gdzie mieszkają twoi rodzice?
- W Krakowie
- O no proszę, więc wychowałeś się w Krakowie?
- Tak, mieszkałem tam od urodzenia. Wiesz już ze w Warszawie mieszkam dopiero od około dwóch lat.
- No proszę, dobrze wiedzieć co nieco o swoim.. - na sekundę się zacięła co nie uszło jego uwadze - o swoim mężczyźnie.. - dodała już nieco speszona. Nie chciała się zagalopować i powiedzieć narzeczonym gdyż ostatnio dość często o tym rozmyślała. Jak by wyglądał ich ślub.. dzieci.. wspólne życie jako szczęśliwe małżeństwo. Wiedziała tylko jedno, przy nikim już nie mogłaby być szczęśliwa oprócz przy Piotrze. Ich miłość jest miłością od pierwszego wejrzenia, coś w co wcześniej uważała za kompletne bzdury. Zawsze była zdania że zakochanie to proces długotrwały i wymagający dużo pracy obydwu stron.. A ona się zakochała dosłownie na pstryknięcie palcami.
- Boisz się czegoś? - mężczyzna zadał to pytanie kompletnie wybijając ją z stanu rozmyślenia
Pochyliła się nad nim, w tym momencie stykali się czołami i wzajemnie czuli swoje przyśpieszające oddechy
- Boję się że cię stracę
- Obiecuję że nigdy cię nie zranię.. Hana jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, życie bez ciebie nie miało by najmniejszego sensu - mówił to z ogromnym spokojem, dziewczyna wiedziała że płynie to prosto z jego serca. Po chwili oboje usnęli, śniąc o wspaniałej wspólnej przyszłości..
Cudem udało mu się wyjść z sypialni nie budząc blondynki. Zamknął drzwi od ich sypialni i poszedł do łazienki. Raz - dwa się ubrał, narzucił na siebie płaszcz, wziął klucze i dosłownie na paluszkach wyszedł z mieszkania. Udał się do najlepszej piekarni w Warszawie. Kupił świeży chleb, oraz przepyszne croissanty które musiały być dosłownie przed chwilą wyjęte z pieca bo były strasznie gorące. Wczoraj specjalnie sprawdzał jeszcze zapasy w lodówce, ale było całkiem nieźle więc wyprawa do supermarketu była niepotrzebna. Wracając do auta, zobaczył na ulicy starszą kobietę, która sprzedawała róże.
- Dzień dobry, jakim cudem o tej porze roku pani sprzedaje takie piękne róże?
- Witam, a widzi pan.. we własnym ogrodzie to o każdej porze roku wszystko wyrośnie, a jak jeszcze się o to dba..
- Niech pani mi wierzy że byłem w wielu kwiaciarniach w Warszawie i tak ślicznych tam nie zastałem.. A moja kobieta uwielbia te kwiaty
- To pana małżonka ma świetny gust. Podobno jak kobieta lubi róże to jest bardzo namiętna i gorąca w uczuciach a zarazem bardzo wrażliwa i łatwo ją zranić.. W takim razie ile mam panu zapakować?
- Hm.. zawsze mam problemy ile tych kwiatów wziąć..
- Zapakuję siedem, to zrobi się taki śliczny bukiecik
- O tak! Idealnie - kiedy tak chwilkę stał spojrzał na zegarek i lekko się zdenerwował.. Bał się że nie zdąży wrócić i wszystkiego przygotować zanim Hana się obudzi. Było już wpół do ósmej..
- Proszę bardzo, żona na pewno się ucieszy - staruszka wręczyła mu ślicznie obwiązany bukiecik
- Bardzo pani dziękuję - uśmiechnął się i wręczył kobiecie banknot - Reszty nie trzeba! - dodał i biegiem udał się do samochodu.
Żona… jak to pięknie brzmi… na dodatek jego żona… Dziś w nocy usłyszał jak się zająknęła mówiąc kim dla niej jest. Może to znak? Oczywiście myślał już o tym od samego początku.. Ale na razie odrzucał od siebie te myśli. Sam uważał ten pomysł za szalony, żeby po tak krótkim związku brać od razu ślub. Szalony w sensie zbyt szybki, chociaż on tego pragnął jak niczego innego. Bał się po prostu że ukochana uzna go za jakiegoś szaleńca. Tylko to wstrzymywało go jak na razie, od poproszenia ją o rękę.
Zaczął też myśleć o jutrzejszej uroczystości, gdyż oficjalnie wypadają jej 28 urodziny. Co prawda prosiła go żeby już nie robił jej żadnych prezentów w związku z tym samochodem, więc kupił tylko drobiazg, który miał nadzieje że jej się spodoba.
Kiedy wszedł do mieszkania, z ulgą stwierdził że blondynka jeszcze śpi. Udał się do kuchni i zaczął przygotowywać prawdziwie królewskie śniadanie. To właśnie dlatego udał się z rana na miasto. Obiecał sobie, no i przede wszystkim Hanie, że od teraz nigdy w życiu nie wypuści ją z domu bez pełnowartościowego posiłku. Po prostu będzie pilnował żeby jadła. Może brzmi to banalnie, ale nawet Wiktoria mu w tym aspekcie zwróciła uwagę. Kiedy wszystko było gotowe, wziął tacę z jedzeniem i udał się do sypialni.
- Hana.. kochanie - podstawił tacę na szafce nocnej i pochylił się nad jej uchem - Zrobiłem ci królewskie śniadanie
- Mmmm.. czyżby śniadanie do łóżka? - na sekundę przywarła do niego ustami
- Ty chyba masz ze mną za dobrze - zaśmiał się i położył obok niej
- Ojej! Ja sama tyle przecież nie zjem.. - zaczęła marudzić kiedy tylko zobaczyła ilość jedzenia na tacy - Jakie piękne róże!
- Zjesz zjesz.. Już na tego dopilnuje - pogroził jej palcem
- Mmm ale jak to wszystko ślicznie pachnie.. A wygląda jeszcze lepiej.. - zaczęła powoli jeść. Piotr bawił się jej włosami. Do pracy miał dopiero na 10 więc nigdzie się nie spieszył. Spojrzał na okno. Warszawa była opatulona mgłą, mogło być maksymalnie 18°C. Był 12 października. Pomyślał jak ten czas szybko leci..
- O czym myślisz?
- Ubolewam, że muszę iść do pracy, a dziś bardzo chętnie zostałbym w domu - zrobił smutną minę
- Chciałoby ci się samemu siedzieć w domu? - Hana postanowiła się z nim trochę podroczyć
- A panienka to się gdzieś wybiera? - zapytał, siląc się na ostry ton
- No na pewno nie zamierzam siedzieć w domu..
- Słucham? Już ją ci przemówię do rozumu - zwinnie odstawił tace na podłogę i namiętnie pocałował ukochaną, nie dając jej nawet złapać oddechu. Uwielbiał się z nią całować.. Jej usta zdawały się być idealnie dopasowane do jego ust. Za każdym razem w takiej chwili oboje wędrowali do krainy w której byli tylko oni.. Czas wtedy stawał w miejscu.
- A tak na poważnie? - oderwał się od niej po chwili żeby złapać oddech. Hana dyszała jakby właśnie przebiegła maraton..
- Lena dziś nie ma dyżuru więc jedziemy z nią i z Felkiem na małe zakupy. W sumie to dobrze się składa, muszę sobie kupić jakąś ładną sukienkę skoro mam poznać twoich rodziców - powoli wracał jej normalny oddech. Była pewna że gdyby w tym momencie ktoś zmierzył jej ciśnienie to złapałby się za głowę. Jak nic z tym człowiekiem nabawi się nadciśnienia.
- Hm... okej, ale proszę cię żebyś się nie przemęczała. I jak już coś kupisz to zostaw to później w bagażniku, ja jak wrócę to to wniosę. Uważaj na ramię, nie dźwigaj za dużo - opuszkami palców dotknął jej policzka
- Tak jest panie doktorze
Zadzwonił telefon. Piotr wstał i poszedł do przedpokoju. Po przeszukaniu prawie wszystkich kieszeni płaszcza udało mu się odebrać..
- Gawryło, słucham
- Ech.. a jak ciśnienie?
- Dobrze, będę za 20 minut - rozłączył się i wszedł z powrotem do sypialni. Hana od razu po jego minie wywnioskowała że dzwonili ze szpitala.
- Muszę jechać, mój pacjent…
- Piootr, przecież wiem jak to jest być lekarzem. Leć, nie tłumacz mi się - odparła
- Będę po 18.. może uda mi się wyrwać trochę wcześniej - z ogromnym poczuciem smutku z powodu rozstania na te długie godziny, pocałował ją w usta. Tym razem bardzo skromnie i subtelnie.. - Uważaj na siebie, proszę - ostatni raz pocałował ją w czoło i szybkim krokiem wyszedł z mieszkania.
Hana dokończyła śniadanie i poszła do kuchni posprzątać. Kiedy zmywała naczynia, dostała SMS-a, nie było to więcej jak 20 minut po wyjściu Gawryły
"Zapomniałem tylko dodać że bardzo Cię kocham"
"Ja chyba Ciebie też.. Jedź do tego szpitala, bo bez ciebie nie dają sobie rady mój niezastąpiony mężczyzno"
"Już dotarłem, wszyscy się pytają o moją niezastąpioną kobietę"
"Szybko strasznie, ciesz się ciołku że mnie nie było w tym aucie bo byś miał niezłe kazanie"
W międzyczasie zadzwoniła Lena. Dziewczyny umówiły się, że Hana podjedzie po nią i Felka o 12. Miała jeszcze ponad półtorej godziny więc powoli zaczęła się szykować. Zmieniła opatrunek, ładnie się ubrała, nałożyła makijaż, rozczesała włosy. Około 11 wyszła z mieszkania i wesoło podśpiewując skierowała się w stronę samochodu.
- Hana, kocham Cię najmocniej na świecie i chciałbym żebyś poznała moich rodziców. Czy zechciałabyś ze mną do nich pojechać? Uwierz mi że bardzo pragną Cię poznać - patrzył jej prosto w oczy, które teraz wydawały mu się być w kolorze szafiru.
- Piotr.. - widziała w jego oczach tę nutkę niepewności oraz stuprocentowy wyraz miłości - No pewnie że chciałabym ich poznać głuptasie.. Tylko trochę się boję.. A co jak mnie nie polubią?
- Ciebie nie da się nie polubić misiu - na jego twarzy zagościł łobuzerski uśmiech, ten który Hana kochała najbardziej - Co powiesz na to żebyśmy pojechali w środę, po twojej wizycie kontrolnej i wrócili na przykład w piątek? Weekend mielibyśmy dla siebie.. - przy ostatnim zdaniu puścił jej oczko.
- Ty nie masz za dobrze w tej pracy? Możesz sobie brać ot tak sobie kiedy chcesz urlop? No ja chyba sobie z tym naszym dyrektorem porozmawiam - dała mu kuksańca w bok - Tak w ogóle to gdzie mieszkają twoi rodzice?
- W Krakowie
- O no proszę, więc wychowałeś się w Krakowie?
- Tak, mieszkałem tam od urodzenia. Wiesz już ze w Warszawie mieszkam dopiero od około dwóch lat.
- No proszę, dobrze wiedzieć co nieco o swoim.. - na sekundę się zacięła co nie uszło jego uwadze - o swoim mężczyźnie.. - dodała już nieco speszona. Nie chciała się zagalopować i powiedzieć narzeczonym gdyż ostatnio dość często o tym rozmyślała. Jak by wyglądał ich ślub.. dzieci.. wspólne życie jako szczęśliwe małżeństwo. Wiedziała tylko jedno, przy nikim już nie mogłaby być szczęśliwa oprócz przy Piotrze. Ich miłość jest miłością od pierwszego wejrzenia, coś w co wcześniej uważała za kompletne bzdury. Zawsze była zdania że zakochanie to proces długotrwały i wymagający dużo pracy obydwu stron.. A ona się zakochała dosłownie na pstryknięcie palcami.
- Boisz się czegoś? - mężczyzna zadał to pytanie kompletnie wybijając ją z stanu rozmyślenia
Pochyliła się nad nim, w tym momencie stykali się czołami i wzajemnie czuli swoje przyśpieszające oddechy
- Boję się że cię stracę
- Obiecuję że nigdy cię nie zranię.. Hana jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie, życie bez ciebie nie miało by najmniejszego sensu - mówił to z ogromnym spokojem, dziewczyna wiedziała że płynie to prosto z jego serca. Po chwili oboje usnęli, śniąc o wspaniałej wspólnej przyszłości..
Cudem udało mu się wyjść z sypialni nie budząc blondynki. Zamknął drzwi od ich sypialni i poszedł do łazienki. Raz - dwa się ubrał, narzucił na siebie płaszcz, wziął klucze i dosłownie na paluszkach wyszedł z mieszkania. Udał się do najlepszej piekarni w Warszawie. Kupił świeży chleb, oraz przepyszne croissanty które musiały być dosłownie przed chwilą wyjęte z pieca bo były strasznie gorące. Wczoraj specjalnie sprawdzał jeszcze zapasy w lodówce, ale było całkiem nieźle więc wyprawa do supermarketu była niepotrzebna. Wracając do auta, zobaczył na ulicy starszą kobietę, która sprzedawała róże.
- Dzień dobry, jakim cudem o tej porze roku pani sprzedaje takie piękne róże?
- Witam, a widzi pan.. we własnym ogrodzie to o każdej porze roku wszystko wyrośnie, a jak jeszcze się o to dba..
- Niech pani mi wierzy że byłem w wielu kwiaciarniach w Warszawie i tak ślicznych tam nie zastałem.. A moja kobieta uwielbia te kwiaty
- To pana małżonka ma świetny gust. Podobno jak kobieta lubi róże to jest bardzo namiętna i gorąca w uczuciach a zarazem bardzo wrażliwa i łatwo ją zranić.. W takim razie ile mam panu zapakować?
- Hm.. zawsze mam problemy ile tych kwiatów wziąć..
- Zapakuję siedem, to zrobi się taki śliczny bukiecik
- O tak! Idealnie - kiedy tak chwilkę stał spojrzał na zegarek i lekko się zdenerwował.. Bał się że nie zdąży wrócić i wszystkiego przygotować zanim Hana się obudzi. Było już wpół do ósmej..
- Proszę bardzo, żona na pewno się ucieszy - staruszka wręczyła mu ślicznie obwiązany bukiecik
- Bardzo pani dziękuję - uśmiechnął się i wręczył kobiecie banknot - Reszty nie trzeba! - dodał i biegiem udał się do samochodu.
Żona… jak to pięknie brzmi… na dodatek jego żona… Dziś w nocy usłyszał jak się zająknęła mówiąc kim dla niej jest. Może to znak? Oczywiście myślał już o tym od samego początku.. Ale na razie odrzucał od siebie te myśli. Sam uważał ten pomysł za szalony, żeby po tak krótkim związku brać od razu ślub. Szalony w sensie zbyt szybki, chociaż on tego pragnął jak niczego innego. Bał się po prostu że ukochana uzna go za jakiegoś szaleńca. Tylko to wstrzymywało go jak na razie, od poproszenia ją o rękę.
Zaczął też myśleć o jutrzejszej uroczystości, gdyż oficjalnie wypadają jej 28 urodziny. Co prawda prosiła go żeby już nie robił jej żadnych prezentów w związku z tym samochodem, więc kupił tylko drobiazg, który miał nadzieje że jej się spodoba.
Kiedy wszedł do mieszkania, z ulgą stwierdził że blondynka jeszcze śpi. Udał się do kuchni i zaczął przygotowywać prawdziwie królewskie śniadanie. To właśnie dlatego udał się z rana na miasto. Obiecał sobie, no i przede wszystkim Hanie, że od teraz nigdy w życiu nie wypuści ją z domu bez pełnowartościowego posiłku. Po prostu będzie pilnował żeby jadła. Może brzmi to banalnie, ale nawet Wiktoria mu w tym aspekcie zwróciła uwagę. Kiedy wszystko było gotowe, wziął tacę z jedzeniem i udał się do sypialni.
- Hana.. kochanie - podstawił tacę na szafce nocnej i pochylił się nad jej uchem - Zrobiłem ci królewskie śniadanie
- Mmmm.. czyżby śniadanie do łóżka? - na sekundę przywarła do niego ustami
- Ty chyba masz ze mną za dobrze - zaśmiał się i położył obok niej
- Ojej! Ja sama tyle przecież nie zjem.. - zaczęła marudzić kiedy tylko zobaczyła ilość jedzenia na tacy - Jakie piękne róże!
- Zjesz zjesz.. Już na tego dopilnuje - pogroził jej palcem
- Mmm ale jak to wszystko ślicznie pachnie.. A wygląda jeszcze lepiej.. - zaczęła powoli jeść. Piotr bawił się jej włosami. Do pracy miał dopiero na 10 więc nigdzie się nie spieszył. Spojrzał na okno. Warszawa była opatulona mgłą, mogło być maksymalnie 18°C. Był 12 października. Pomyślał jak ten czas szybko leci..
- O czym myślisz?
- Ubolewam, że muszę iść do pracy, a dziś bardzo chętnie zostałbym w domu - zrobił smutną minę
- Chciałoby ci się samemu siedzieć w domu? - Hana postanowiła się z nim trochę podroczyć
- A panienka to się gdzieś wybiera? - zapytał, siląc się na ostry ton
- No na pewno nie zamierzam siedzieć w domu..
- Słucham? Już ją ci przemówię do rozumu - zwinnie odstawił tace na podłogę i namiętnie pocałował ukochaną, nie dając jej nawet złapać oddechu. Uwielbiał się z nią całować.. Jej usta zdawały się być idealnie dopasowane do jego ust. Za każdym razem w takiej chwili oboje wędrowali do krainy w której byli tylko oni.. Czas wtedy stawał w miejscu.
- A tak na poważnie? - oderwał się od niej po chwili żeby złapać oddech. Hana dyszała jakby właśnie przebiegła maraton..
- Lena dziś nie ma dyżuru więc jedziemy z nią i z Felkiem na małe zakupy. W sumie to dobrze się składa, muszę sobie kupić jakąś ładną sukienkę skoro mam poznać twoich rodziców - powoli wracał jej normalny oddech. Była pewna że gdyby w tym momencie ktoś zmierzył jej ciśnienie to złapałby się za głowę. Jak nic z tym człowiekiem nabawi się nadciśnienia.
- Hm... okej, ale proszę cię żebyś się nie przemęczała. I jak już coś kupisz to zostaw to później w bagażniku, ja jak wrócę to to wniosę. Uważaj na ramię, nie dźwigaj za dużo - opuszkami palców dotknął jej policzka
- Tak jest panie doktorze
Zadzwonił telefon. Piotr wstał i poszedł do przedpokoju. Po przeszukaniu prawie wszystkich kieszeni płaszcza udało mu się odebrać..
- Gawryło, słucham
- Ech.. a jak ciśnienie?
- Dobrze, będę za 20 minut - rozłączył się i wszedł z powrotem do sypialni. Hana od razu po jego minie wywnioskowała że dzwonili ze szpitala.
- Muszę jechać, mój pacjent…
- Piootr, przecież wiem jak to jest być lekarzem. Leć, nie tłumacz mi się - odparła
- Będę po 18.. może uda mi się wyrwać trochę wcześniej - z ogromnym poczuciem smutku z powodu rozstania na te długie godziny, pocałował ją w usta. Tym razem bardzo skromnie i subtelnie.. - Uważaj na siebie, proszę - ostatni raz pocałował ją w czoło i szybkim krokiem wyszedł z mieszkania.
Hana dokończyła śniadanie i poszła do kuchni posprzątać. Kiedy zmywała naczynia, dostała SMS-a, nie było to więcej jak 20 minut po wyjściu Gawryły
"Zapomniałem tylko dodać że bardzo Cię kocham"
"Ja chyba Ciebie też.. Jedź do tego szpitala, bo bez ciebie nie dają sobie rady mój niezastąpiony mężczyzno"
"Już dotarłem, wszyscy się pytają o moją niezastąpioną kobietę"
"Szybko strasznie, ciesz się ciołku że mnie nie było w tym aucie bo byś miał niezłe kazanie"
W międzyczasie zadzwoniła Lena. Dziewczyny umówiły się, że Hana podjedzie po nią i Felka o 12. Miała jeszcze ponad półtorej godziny więc powoli zaczęła się szykować. Zmieniła opatrunek, ładnie się ubrała, nałożyła makijaż, rozczesała włosy. Około 11 wyszła z mieszkania i wesoło podśpiewując skierowała się w stronę samochodu.